Droga do świętości
Featured

Droga do świętości

Beatyfikacja Matki Róży Czackiej i Kardynała Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski to dar dla Kościoła w Polsce i dla każdego z nas, a jednocześnie zaproszenie do podążania drogą świętości. Dziękujemy Bogu za naszych nowych Błogosławionych i prosimy Boga, byśmy chcieli ich naśladować w życiu osobistym i wspólnotowym. Ich życie było pięknym darem, dlatego modlimy się, aby i nasze życie, jak i całego Kościoła w Polsce, było piękną służbą dla innych, szczególnie wobec chorych, cierpiących, czy osób w depresji z powodu Covidu. Może przyszedł już czas, aby wyłączyć na chwilę telewizor, Internet, zostawić wszystkie teorie spiskowe rządzące światem, które dzielą społeczeństwo, rodziny, a nawet katolików i skupić się nad swoim życiem i czy jestem już gotowy na spotkanie z Bogiem? Pomocą są dobre książki, którymi warto się dzielić. Ostatnio na zakończenie rekolekcji kapłańskich można było zaopatrzyć się w książkę pt. „Nawróć się i bądź szczęśliwy” autorstwa ks. M. Dziewieckiego i ks. F. Płaczka (Kielce 2021). Kilka zdań ze wstępu niech zachęcą nas do głębokiej i owocnej refleksji:

„Po grzechu pierworodnym dla każdego z nas przeszłość wiąże się z dźwiganiem jakiegoś ciężaru. Każdego z nas coś z naszej przeszłości smuci czy niepokoi. Czasem przeszłe wydarzenia są do tego stopnia bolesne, że odbierają nam radość, a nawet chęć życia. Dzieje się tak z różnych powodów. Dla niektórych ludzi przeszłość jest nieznośnym ciężarem głównie dlatego, że ludzi ci byli krzywdzeni przez tych, którzy nie słuchają Boga i nie kochają. Rany są największe wtedy, gdy krzywdzili nas nasi bliscy, czyli ci, którzy powinni nas najbardziej kochać. Skrajnie zranieni jesteśmy wtedy, gdy byliśmy krzywdzeni w dzieciństwie, czyli wtedy, gdy nie mieliśmy jeszcze szansy na to, żeby się skutecznie bronić.

Dla innych ludzi przeszłość jest ogromnym ciężarem głównie z tego powodu, że w dzieciństwie czy w późniejszych fazach życia przeżyli traumatyczne wydarzenia, jak na przykład ciężka choroba kogoś z bliskich, nagła czy przedwczesna śmierć kogoś bardzo ważnego, doświadczenie skrajnej biedy, wielkich lęków czy niepokojów o przyszłość. Nie mniej, a czasem jeszcze bardziej ciąży nam przeszłość wtedy, gdy w poprzednich fazach życia popełnialiśmy poważne błędy, bo na przykład byliśmy naiwni, myliliśmy miłość z rozpieszczaniem krzywdziciela, albo gdy wiązaliśmy się z osobami, które nie były godne zaufania i które boleśnie nas raniły.

Najbardziej przeszłość – ta odległa i ta z ostatnich dni, tygodni czy miesięcy - boli wtedy, gdy to my sami poważnie grzeszyliśmy, gdy uwikłaliśmy się w niewolę zła i grzechów, gdy popadliśmy w uzależniania, do których grzechy prowadzą, gdy byliśmy okrutni dla innych ludzi i dla samych siebie, gdy odrzucaliśmy Boga, albo wręcz kpiliśmy sobie z Jego miłości. W takiej sytuacji ciężarem jest zarówno zło wyrządzone przez nas w przeszłości i jego bolesne skutki, lecz także ciążące na nas poczucie winy. W obliczu uwikłania w poważne zło moralne i w grzechy ciężkie, grozi nam popadanie w poczucie bezradności. utrata nadziei, poddawanie się rozpaczy.

W obliczu bolesnej przeszłości, która nas czasem wręcz dręczy, która ogromnie niepokoi i w radykalny sposób odbiera radość życia, poszczególni ludzie zajmują różne postawy. Jedni uciekają od prawdy o sobie. Idą w zaparte. Wbrew wszelkim faktom negują zło, jakie popełnili oraz krzywdy, jakie wyrządzili sobie i bliźnim. Kto ucieka od prawdy o sobie i kto latami wręcz nałogowo oszukuje samego siebie, ten wpada zwykle w uzależnienia, żeby zagłuszyć sumienie, żeby zapomnieć o poczuciu winy, żeby trwać w miłym złudzeniu, że nie potrzebuje pracy nad sobą, ani radykalnego nawrócenia. Inni ludzie w obliczu ciążącej im przeszłości rozdrapują rany, zamiast je leczyć i zamiast wyciągać wnioski z bolesnej przeszłości. Zadręczają samych siebie i innych ludzi. Wmawiają sobie, że już nieodwołalnie przegrali życie doczesne i wieczne, że już nie ma dla nich nadziei, że nie są w stanie zmienić siebie, swojego złego postępowania i swoich zaburzonych więzi z innymi osobami. W konsekwencji tacy ludzie popadają w depresję, desperację, stany samobójcze. Nie mają odwagi zmierzyć się z bolesną przeszłością. Pozostają niewolnikami tej przeszłości i odbierają sobie szansę na dobrą teraźniejszość. Jeszcze inni ludzie, dręczeni złą przeszłością, szukają rozpaczliwie pomocy gdzieś indziej niż u Boga. Chodzą do kolejnych psychologów. Szukają kolejnych terapeutów. Rozczytują się w poradnikach, które obiecują łatwe i proste sposoby na „pokonanie” wszelkich problemów i lęków. Jeżdżą na kolejne terapie, warsztaty, szkolenia. Szukają kolejnych specjalistów, które obiecują, że potrafią przynieść ulgę w każdej sytuacji.

Błogosławieni są ci, którzy w obliczu bolesnej przeszłości szukają pomocy u Boga, bo już wiedzą, że pomoc, jakiej może udzielić im drugi człowiek, w tej sytuacji nigdy nie wystarczy. Błogosławieni ci, którzy decydują się na spowiedź, czasem nawet po dziesiątkach lat trwania w grzechach ciężkich. Błogosławieni ci, którzy postanawiają skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania, czyli z tego niezwykłego sakramentu, który dla człowieka zagubionego stanowi punkt zwrotny i który dosłownie ratuje życie każdemu, kto udręczony jest złą przeszłością. Spowiedź to Boże, radykalne, ratujące życie i uzdrawiające lekarstwo na złą przeszłość, która dręczy. Każdy z nas potrzebuje dobrej spowiedzi, czyli tego sakramentu, który uwalnia nas od wszystkiego, co przeszkadza kochać i cieszyć się życiem. Sakrament pokuty i pojednania to spotkanie z Chrystusem, który urządza nam święto ocalenia i radości. Pięknym przykładem może być syn marnotrawny, który był umarły, a ocalił się, bo zdobył się na uczciwy rachunek sumienia, na szczere wyznanie grzechów i na radykalne nawrócenie”.

Nie odkładajmy nawrócenia na potem, na jutro, którego może już nie być, ale dziękujmy Bogu każdego dnia za wszelkie otrzymane dary i łaski. Wiele osób martwi się bardziej o zdrowie niż o zbawienie, dlatego nie bójmy się też korzystać ze świata medycyny, która ma nam służyć, a potem zajmijmy się sprawami duchowymi. Papież Franciszek powiedział, że dzięki Bogu i pracy wielu, mamy dzisiaj szczepionki chroniące nas przed COVID-19. Dają one nadzieję na położenie kresu pandemii, ale tylko wtedy, gdy będą dostępne dla wszystkich i jeśli będziemy ze sobą współpracować. Zaszczepienie się szczepionkami zaaprobowanymi przez kompetentne władze jest aktem miłości. I przyczynienie się do tego, by większość osób zaszczepiło się, jest aktem miłości; miłości do siebie samych, do rodziny i przyjaciół, miłości do wszystkich narodów – podkreślił w przesłaniu Ojciec Święty. – Jest również miłość społeczna i miłość polityczna, jest ona powszechna, zawsze pełna małych osobistych gestów miłości, zdolnych do tego, by przekształcać społeczeństwo i uczynić je lepszym. Zaszczepienie się jest prostym, ale głębokim sposobem krzewienia dobra wspólnego i opiekowaniem się sobą nawzajem, zwłaszcza najsłabszymi. Proszę Boga o to, by każdy mógł dodać swoje małe ziarenko piasku, swój mały gest miłości. Choć jest on mały, miłość jest zawsze wielka. Przyczyńmy się takimi małymi gestami do lepszej przyszłości.